*w chwili obecnej*
- Wstawać wszyscy! - krzyknął na cały dom Oszust. - Szybko!
- Co się drzesz? - spytała zaspana Silver.
- Nie ma Amarosa - na to stwierdzenie wszyscy się rozbudzili. - Tek szybko sprawdź bronie. G leć do garażu czy są wszystkie auta.
Wszyscy siedzieli w salonie kompletnie rozbudzeni, czekając aż wrócą Tek i Gt. Po chwili zobaczyli ich jak wchodzą szybko, a złe wieści były wypisane na ich twarzach.
- Zniknął Colt i tłumik - powiedział Tek.
- Jego Impreza też zniknęła - potwierdził Gtr
*dzień wcześniej*
- Musimy oddać im Touarega, tutaj nawet nie ma się nad czym zastanawiać - powiedział Oszust.
- Mnie zastanawia czemu ten samochód jest taki ważny dla Komandosa - rzuciła Fatum, rozglądając się po zebranych.
- Na pewno nie dlatego, że jest fanem Volkswagenów - burknął Gt - ogarnął by sobie nowego.
- Coś musi być w tym samochodzie szczególnego - wtrącił się Troy - nie sprawdzaliście go? - spojrzał na ekipę.
- Samochód jak samochód - zastanowił się Oszust. - Amar go zawinął z transportu i odstawił na hangar. Nawet nie sprowadzaliśmy go na poligon.
- Nowy dobrze myśli - mówił Gt patrząc na Troya. - Ile mamy czasu, żeby wyruszyć?
- Wy nigdzie nie jedziecie - Amaros wrócił z papierosa. - Nie chce ryzykować, że komuś stanie się krzywda. - Silver chciała już się z nim kłócić, ale Oszust uciszył ją spojrzeniem.
- G idź sprawdzić samochód i przygotuj go do jazdy - na jego słowa mechanik skinął głową i odszedł.
- To jakieś bzdury! - wybuchnęła nagle Luna. - Nic mi tu nie pasuje. Dlaczego on grozi Twojej siostrze, a nie nam.
- Ta sytuacja zrobiła się zbyt kłopotliwa - dorzucił Tek przytomnie.
- Zdaje sobie sprawę, że nie przestraszę się jego pogróżek - teraz Liam patrzył na nich - ale wie też, że dla bliskich zrobię wszystko - dodał cicho.
- Cios poniżej pasa, godny takiego fagasa - wkurzyła się Kursywa.
Po tym stwierdzeniu ekipa pogrążyła się we własnych myślach. Siedzieli w milczeniu, czekając aż Gtr wróci z hangaru z samochodem, który spowodował tyle zamieszania.
Mechanik stał przy samochodzie z zadowoloną miną. Zakończył swe obrzędy. Stał w niebieskim świetle rzucanym przez żarówkę, oddychając ciężko, przejęty swym odkryciem, które leżało przed nim odbijając światło. Trzeba wrócić do ekipy i podzielić się tym z nimi. W jego umyśle nawet przez chwilę nie pojawiła się żądza żeby uciec. Wiedział, że ekipa mu ufa, tak samo jak on ekipie. To było dla nich ważniejsze niż bogactwa całego świata, a nie wątpił, że teraz byłby bogaty.
Usłyszeli samochód na podjeździe, a ich oczy skierowały się ku drzwiom wejściowym, w których po chwili zjawił się Gtr z miną świadczącą o sukcesie w poszukiwaniach.
- Nie uwierzycie - podszedł szybkim krokiem i rzucił na stolik ciężką torbę.
- Co to? - zaciekawiła się Fatum zaglądając do środka. Kiedy otworzyła torbę, wszystkim odebrało mowę. - Czy to...?
- Złoto!- wykrzyczał Gt nie kryjąc szerokiego uśmiechu. - Trzydzieści sześć kilogramów czystego złota!
- Przecież to kupa szmalu - nie krył zdziwienia Troy.
- Nie możemy tego zatrzymać - powiedziała Silver, która jako jedyna się opanowała. Nie rozumieli o co jej chodzi, kiedy wskazała na Amarosa, który stał przy oknie i nawet nie był ciekawy co kryje się w torbie. - Najważniejsza jest Lilly, a złoto zawsze możemy wykraść.
Ekipa zgodziła się z jej zdaniem. Troy powoli zaczynał rozumieć ich relacje. Sydney chciała, żeby dogadał się ze swoim wrogiem co na początku nawet nie chciało mu przejść przez gardło. Zrozumiał czym jest zaufanie i bezgraniczne oddanie. Oni nie byli tylko kolegami czy zwykłymi przyjaciółmi. Byli rodziną, a on miał zaszczyt do niej dołączyć. Nawet nie wiedział kiedy wstał i podszedł do Amarosa. Wyciągnął do niego rękę ze wszystkimi uczuciami wypisanymi w jego oczach. Amar zrozumiał. Uścisnął mu rękę.
- Zbieram się - powiedział po chwili.
- Jedziemy z Tobą - mówiła do niego Luna, a reszta ekipy stanęła przed nim zagradzając mu drogę. Wiedział, że nie odpuszczą. Skinął głową i wszyscy razem poszli do garażu po samochody.
- Prędzej, do diabła - Amaros poganiał samochód, którym jechał. Był przyzwyczajony do swojego Subaru, a ten SUV jechał jak żółw.
- Kurwa - usłyszał jak Fatum klnie przez radio, ze swojego niebieskiego Porsche 911.
- No nigdzie nie ma! - usłyszeli jej pasażerkę Lunę - mówię Ci patrzyłam w schowku i pod siedzeniami. Pusto.
- Chłopaki mamy problem - głos z radia był podłamany - zapomniałyśmy broni.
- Nie! - teraz rozległy się przekleństwa z Lancera Silver - u nas też nikt nie wziął. Rozglądała się błagalnie po swoich pasażerach, ale nikt nie wyprowadził jej z błędu.
- Każdy skupił się by wymienić już auto na Lilly i na złocie - powiedział z tylnego siedzenia Tek.
- Źle się stało, że każdy zapomniał spluwy - załamał się Gt.
- Nie mamy czasu, żeby zawrócić - przez radio potwierdził Oszust. Jechał sam swoją Suprą. W drodze powrotnej miał zabrać ze sobą Amara i Lilly.
- Będzie dobrze - pocieszył ich chłopak z SUVa - zabrałem dwa pistolety. Dam jeden Tekowi i jeden Oszustowi. Będą nas ubezpieczać. - Sam jednak po wypowiedzeniu tych słów nie poczuł się bezpieczniej. Najbardziej obawiał się o siostrę.
- Broń nic nam nie pomoże - usłyszeli jeszcze Oszusta. - Trzeba zachować spokój.
Dojechali na wyznaczone miejsce 20 minut przed czasem. Amaros usiadł na masce Toyoty Oszusta. Nasłuchiwał. Z nerwów palił już czwartego papierosa, nie zważając na to, że powoli go mdliło. Usłyszał odległe toczenie się opon po ziemi i ciche jęki silnika. Po chwili na parking wjechały trzy czarne BMW. Drzwi od samochodów otworzyły i się i powoli zaczęli wysiadać kolesie z automatami w rękach. Na końcu wysiadł Smutny wyciągając siłą siostrę Amara z samochodu. Stanął przed nimi zasłaniając się nią od ewentualnego strzału.
- Widzę, że się pojawiłeś - uśmiechał się drwiąco.
- Nie dałeś mi wyboru - syknął Amaros. - I zdecydowałeś za mnie.
- Niezupełnie - odrzekł - zawsze mogłeś nie przyjechać.
- Zdrajca! - krzyknęła Silver nim ktokolwiek zdążył ją uciszyć na co Smutny się roześmiał.
- Kluczyki - powiedział bez zbędnego wstępu. Chłopak zaczął powoli iść w jego stronę.
- Stój - zarządził Smutny i wskazał na kogoś obok. - Idź po nie i jedź w wyznaczone miejsce.
- Najpierw Lilly - powiedział Amaros.
- Nie jesteś w zbyt komfortowej sytuacji żeby rozkazywać. Dostanę sygnał, ze samochód jest odstawiony to ja puszczę.
Kumpel Smutnego wyrwał mu kluczyki z rąk i poszedł po samochód. Kiedy opuścił parking panowała napięta atmosfera. Ekipa wyczekiwała w napięciu. Do Smutnego zadzwonił telefon, a ten po przeprowadzonej rozmowie kazał chłopakom się zwijać. Sam powoli zmierzał do samochodu dalej zasłaniając się Lilly. Kiedy dotarł do drzwi puścił ją.
- Możesz iść - uśmiechnął się złowrogo - tylko powoli. - Lilly zaczęła iść w stronę brata na początku wolno, przyspieszając z każdym krokiem. Była już na wyciągnięcie ręki i uśmiech zagościł na jej twarzy.
Strzał.
Usłyszała przez drzwi jak jej brat płacze. Weszła do niego do pokoju i zobaczyła go jak siedzi na łóżku z podwiniętymi nogami, a jego broda opiera się o kolana. Miał drgawki od szlochu jaki przechodził przez jego gardło. Usiadła obok, a on wtulił się w nią mocno. Był dopiero w 5 klasie podstawówki. Jako 11 latek nie mógł sobie poradzić z szokiem wywołanym śmiercią ojca. Kiedy żył nie odstępował go na krok. Zawsze towarzyszył mu w codziennych czynnościach i pomagał jak tylko umiał.
- Dlaczego - wyszeptał w jej szyję, a ona poczuła ciepło oddechu. Jego łzy spływały po niej powoli wpadając za koszulkę, ale się tym nie przejmowała. Nie wiedziała co odpowiedzieć na jego pytanie.
Liam nie cieszył się jak zwykle na nowy rok szkolny. Miał iść do gimnazjum, a ona zaczynała wymarzone studia. Wiedziała, że jest mu ciężko po tym jak przestał się przyjaźnić z Troyem. Kłopoty zaczynały się już pod koniec 6 klasy, kiedy zjawił się trener gimnazjalnej drużyny koszykówki w poszukiwaniu młodzików na nowy sezon. Obaj z Troyem chcieli być rozgrywającymi. Gra, którą kochali ich poróżniła. Śmierć ojca też nie ułatwiała mu życia. Znienawidził kosza, ale ona go namawiała, żeby się nie poddawał. Zaczęła z nim chodzić na boisko do parku. Nie rozumiała decyzji trenera, że nie wybrał go do drużyny.
- Dlaczego - znowu zadał to pytanie, a ona nie wiedziała co odpowiedzieć.
Mama znalazła sobie nowego mężczyznę. Spytała ich pierw o zdanie, a oni zgodnie powiedzieli, że chcą by była szczęśliwa. Mark był w stosunku do nich miły i zawsze przynosił różne prezenty, kiedy wpadał w odwiedziny. Po jakimś czasie zamieszkał z nimi. Wzięli ślub cywilny. Mama odzyskała radość życia. Po miesiącu sielanki Mark wrócił z baru gdzie pił z kolegami. Lilly była sama w domu, więc poprosił ją by zaprowadziła go na górę do sypialni. Gdy byli już na miejscu zaczął się do niej dobierać. Próbowała go odepchnąć, jednak była zbyt słaba. Wtedy zgwałcił ją pierwszy raz. Mama z Liamem wrócili z zakupów. Lilly leżała u siebie na łóżku patrząc z pustką w ochach w sufit. Łzy leciały mimo woli, ale nawet nie próbowała ich powstrzymać. Liam wbiegł wesoły do jej pokoju pochwalic się nową gra na komputer, ale kiedy ją zobaczył spoważniał. Chciał wiedzieć czemu płacze.
- Dlaczego - spytał ponownie, a ona nie wiedziała co odpowiedzieć.
W domu bywała bardzo rzadko. Nawet nie potrafiła już nazwać tego miejsca swoim domem. Starała się mieszkać jak najwięcej u koleżanek, albo w hotelach. Bała się tam wracać, bo on za każdym razem wykorzystał sytuację. Potwór. Przez niego próbowała się zabić, ale uratowały ją koleżanki. Żałowała, że im się udało. Wiedziała, że bije chłopaka, ale nie miała siły zareagować. Była zbyt słaba. Tego dnia stała pod domem bardzo długo. Chciała zabrać resztę rzeczy i czekała, aż ich ojczym wyjdzie do baru. Widziała jak wychodzi z domu, chciała się na niego rzucić, zadać mu ból, zabić. Poddała się. Zapadła się w sobie, a z jej oczu popłynęły łzy bezsilności. Była już u siebie w pokoju i szybko pakowała co potrzebne do torby, tak by nikt jej nie zauważył. Bardziej wyczuła niż zobaczyła, że ktoś stoi w drzwiach. Odwróciła się. Zobaczyła Liama. Z ust płynęła mu krew, ale on się nią nie przejmował. Wydoroślał. Powinien mieć normalne dzieciństwo, a nie żyć z takim potworem pod jednym dachem. Zauważył, że się pakuje. Wiedział, że ucieka i go zostawia. Widziała to w jego oczach.
- Dlaczego - zapytał, a ona odwróciła wzrok. Nie wiedziała co odpowiedzieć.
Złapali ją gdy wracała od koleżanki do pokoju w hotelu. Zrozumiała tylko, że wiozą ja do jakiegoś Smutnego i jeżeli jej brat będzie współpracował ona wyjdzie z tego cało. W co on się wplątał? Zamknęli ją w ciemnym pomieszczeniu gdzie stało tylko krzesło. Co jakiś czas przynosili jej szklankę wody i kromkę chleba. Nie miała pojęcia ile czasu tam przesiedziała. Pewnego dnia wyciągnęli ją i wyprowadzili na dwór. Nie wiedziała gdzie jest, nawet nie zdążyła się rozejrzeć gdy wepchnęli ją siłą do jakiegoś czarnego samochodu. Jechali dość długo, a ona miała z każda chwilą większe obawy co się z nią stanie. Dojechali chyba na miejsce, bo ludzie dookoła zaczęli wysiadać. Na końcu wysiadł mężczyzna, który trzymał ją całą drogę za łokieć. Za nim wyciągnął ją z samochodu zdążył powiedzieć do niej "szkoda, taka ładna dziewczyna". Jego spojrzenie jednak, nie wyrażało by było mu jej szkoda.
- Widzę, że się pojawiłeś
- Nie dałeś mi wyboru - syknął Liam, a jej serce zabiło mocniej na widok brata. - I zdecydowałeś za mnie.
- Niezupełnie, zawsze mogłeś nie przyjechać.
- Zdrajca! - krzyknęła jakaś dziewczyna.
- Kluczyki - po tych słowach jej brat zaczął do nich iść.
- Stój. Idź po nie i jedź w wyznaczone miejsce. - stojący obok niej mężczyzna poszedł odebrać kluczyki.
- Najpierw Lilly - powiedział jej brat, a ona nie mogła się nadziwić jak wydoroślał. Miał dopiero 17 lat. Łzy nieśmiało popłynęły jej z oczy, kiedy uświadomiła sobie, że przez ostatnie 4 lata unikała kontaktu z nim, a on teraz dla niej ryzykował życiem.
- Nie jesteś w zbyt komfortowej sytuacji żeby rozkazywać. Dostanę sygnał, ze samochód jest odstawiony to ja puszczę.
Po pewnym czasie, ktoś zadzwonił, a ona została puszczona wolno. Chciała od razu biec i uściskać brata. Przeprosić za te wszystkie lata. Zapewnić go, że nadrobią wszystko. Była już tak blisko, kiedy usłyszała huk wystrzału. Nie zrozumiała co się dzieje. Skąd ten nagły ból w kręgosłupie i klatce piersiowej? Powoli zaczęła się osuwać na kolana. Słyszała niewyraźny krzyk swojego brata. Ich oczy spotkały się ze sobą. Zobaczyła w nich strach, smutek, żal, ale też niewypowiedziane pytanie.
- Dlaczego - jego oczy pytały za niego, a ona tym razem wiedziała co odpowiedzieć. Wiedziała, że to jest pożegnanie. Nie miała żadnego alibi, żeby nie odpowiedzieć na to nieme pytanie. Chciała zmyć z siebie te kłamstwa.
Dobiegł do niej i złapał nim upadła. Krew przesiąknęła już przez materiał i zaczęła kapać na ziemię.
- Nie, nie, nie - usłyszała jego głos jak by z oddali - Lilly wytrzymaj.
- Liam - wyszeptała, a on nią spojrzał. Płakał. Jego łzy mówiły wszystko. Wyrażały w jakim jest stanie. Ona i on. Brat i siostra.
- Nie mam już siły, nie mam siły by zmierzyć się z tym co zrobiłam - szeptała do niego - nie mogę przekreślić już tego czym się stałam przez tego człowieka - jej głos słabł z każdym słowem - pozwól mi odejść, nie ważne, że boli - łzy popłynęły jej z oczu - chcę zacząć od nowa, chcę się uwolnić od demonów przeszłości - po tych słowach powoli zamknęła oczy, a jej serce przestało bić.
*w chwili obecnej*
Stał przy barku ze szklanką whisky w ręku. Był wysokim mężczyzną po 50, a czarny garnitur tylko podkreślał jego wzrost. Usłyszał za plecami jak ktoś odbezpiecza broń. Czekał na tą chwilę w milczeniu. Wiedział, ze to nastąpi.
- To nie rozwiąże twoich problemów - powiedział, nie odwracając się do osoby za nim.
- Zginęła przez ciebie - wyszeptał Amaros głosem przepełnionym goryczą i nienawiścią.
- Smutny mnie zwiódł tak samo jak ciebie - mówił dalej się nie odwracając. - Popełniasz błąd, którego później będziesz żałował.
- Zabije cię - wysyczał. Starszy mężczyzna odwrócił się do niego przodem. Amaros podniósł broń i wycelował prosto w głowę Komandosa.
- Gdzie on może być! - krzyczała Silver co chwilę szarpiąc się nerwowo za włosy. - Idziemy go szukać!
- Nie - powiedział przytomnie Oszust. - Nie wiemy gdzie jest. To jak szukanie igły w stogu siana.
- AGGRRR - krzyknęła z bezsilności.
Usłyszeli samochód wjeżdżający na podjazd, a po chwili trzaśnięcie drzwiami. Do domu wszedł Amaros z pistoletem w ręku. Wszyscy patrzyli na niego, ale nikt nie odważył się odezwać. Widzieli w jego oczach rządzę mordu przez którą przebijał się nieopisany smutek. Podszedł do stolika i nalał sobie wódki do kubka, którą wypił jednym tchem.
- Gdzie byłeś? - spytała nieśmiało Fatum.
- U Komandosa. - jego odpowiedź ich zszokowała, a broń wszystko wyjaśniła. Złamał przysięgę ekipy i zabił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz