poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Rozdział 4. Propozycja.

    Siedzieli w prostokątnym gabinecie rozglądając się z zaciekawieniem dookoła. U szczytu stało wielkie drewniane biurko, na które leniwie sączyło się światło przez szparę w zasłonach. Za nim stał otwarty barek wypełniony po brzegi trunkami, których nawet nie znali. Każdy siedział w napięciu wyczekując rozwoju sytuacji. Tylko Amaros wyglądał na nie przejętego obrotem spraw i leniwie bawił się szklaną kulką zabraną z biurka. Ekipę przerażało, że są otoczeni przez ludzi z automatami w rękach. Za biurkiem siedział wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna po pięćdziesiątce, który przyglądał się rozgrywanej scenie przed nim z rozbawieniem błąkającym się na jego twarzy.
- Nie powiedziałeś im - bardziej stwierdził niż zapytał, zwracając swój wzrok na Amarosa.
- Nie było okazji.
- Czy możemy dowiedzieć się co tu się stało? - Luna odważyła się przerwać ciszę wśród ekipy.
- A co się miało stać? - spytał Komandos coraz bardziej rozbawiony.
- No... Ty żyjesz? - tym pytaniem rozbawiła szefa mafii.
- Jak widać - odpowiedział, oglądając się po całym ciele - dziur po kulach nie stwierdzono.
- Ale...
- Ciii - Silver uciszyła koleżankę.
- Mądre dziewczynki - na to stwierdzenie obie zrobiły oburzone miny, ale nie odezwały się słowem.
- Myślałeś nad moją propozycją? - spytał Amara.
- Trochę - odrzekł niepewnie.
- Chwila - Oszust przerwał ich wymianę krótkich myśli - jaką propozycję?
- O tym też im nie powiedziałeś? - spytał go Komandos, ale nie wyglądał na zdziwionego.
- Nie było okazji. - powtórzył się Amaros.
- Nie za bardzo rozumiem co tu się dzieje - Fatum potrząsnęła lekko głową.
     Cała ta wymiana zdań dla ekipy nie miała najmniejszego sensu. Informacje były szczątkowe, nie pełne, a i tak mieli wrażenie, że jest ich za wiele jak na jeden dzień.
- Spokojnie już tłumaczę - Komandos zaśmiał się widząc ich zmieszanie - mam nadzieję, że mi pomożesz jak bym coś pominął? - spytał Amarosa, który kiwnął tylko głową, nie odzywając się i nie patrząc na ekipę.
    Szef mafii rozsiadł się wygodnie w krześle i odpalił cygaro, podając jedno chłopakowi jednak ten odmówił.
- Dobrze. Od czego by tu zacząć - zastanowił się. - W waszej ekipie był niejaki Smutny, dobry przyjaciel jak się wam wydawało, a tak naprawdę zdrajca podstawiony przeze mnie. Miał wyciągnąć o was informacje i przekazać je mnie. Najbardziej mi zależało dowiedzieć się czegoś o Amarze, ponieważ jego zaangażowanie w akcje czyni z niego profesjonalistę. Wkurwiało mnie to, że zawsze jesteście krok przede mną. Zwykłe dzieciaki, a przechytrzyliście moich ludzi. Miarka się przebrała, kiedy podwinęliście samochód ze złotem należącym do mnie. Kazałem porwać jego siostrę - wskazał na chłopaka - ale nigdy nie kazałem jej zabić. Chciałem odzyskać złoto i liczyłem po cichu, że jakoś dogadam się z Amarem żeby wykonał kilka akcji dla mnie. Wiem, że nie zabijacie. Chodziło o zwykłe skoki. Wtedy Smutny pokazał swoje prawdziwe oblicze. Okazało się, że mnie również wodził za nos. Skurwiel postanowił przejąć biznes i się mnie pozbyć, ale Amar też był dla niego problemem. Zabił biedną Lilly i wiedział, że jej brat będzie chciał mnie za to wyeliminować, a jeżeli to uczyni moi ludzie pozbędą się jego. Smutny w ten sposób pozbył się dwóch zagrożeń. Przynajmniej tak mu się wydaje.
- O jakiej propozycji mówiłeś wcześniej? - spytał Oszust.
- Zaproponowałem waszemu koledze, żeby dołączył do mafii.
     Amaros uniósł lekko głowę do góry chcąc ujrzeć reakcję ekipy. Widział jak w ich oczach czai się strach i niepewność. Każdy tępo wpatrywał się w bruneta oczekując wyjaśnień.
- Czego ode mnie oczekujesz? - spytał.
- Wiecie czym się zajmujemy. Robimy to samo co wy.
- Z tą różnicą, że my nie zabijamy jak ktoś wejdzie nam w drogę.
- My w ten sposób tylko pozbywamy się "małych niedogodności" - zaznaczył w powietrzu cudzysłów.
- Ale rozumiem twoje obawy. Chcę zaproponować wam mały układ.
- Wam? - zdziwił się Tek.
- Chcę żeby cierpiał. Smutny - sprostował patrząc na nich. - Wiem jakie relacje panują u was w ekipie i nie chcę ich zmieniać. Moja propozycja będzie jasna, bez żadnych haczyków. Wykonujecie swoje zlecenia od Sydney, a czasami pomagacie mi, a ja pomagam wam. Korzyść obustronna. Umowa obowiązuje do czasu, aż wspólnymi siłami złapiemy zdrajcę.
- Chciałam Ci przypomnieć, że my nie maczamy palców w morderstwach i porwaniach jak wy - syknęła Luna.
- Tak, tak rozumiem - uniósł ręce w geście, że się poddaje. - To już się robi nudne, ale jak mówiłem rozumiem was. Wykonujecie tylko zlecenia, które są w waszym stylu. Oczywiście kasę dzielę między was i swoich ludzi w zależności od wkładu. To jak? - spytał.
- Musimy to przemyśleć - odpowiedziała niepewnie Silver, patrząc na Liama. Miała nadzieję, że nie podjął decyzji samodzielnie i mimo ostatnich wydarzeń zaufa im na tyle, żeby się wspólnie naradzić.
- Nie ukrywam, że zadania będą trudne, ale jak już mówiłem nic, czego już nie robiliście.
- Jak to wszystko się pogmatwało - dodała i oparła głowę o rękę.
- Macie dobę na przemyślenia - powiedział - po tym czasie uznam, że się nie zgodziliście i nasze drogi się rozejdą. Wtedy nie gwarantuję, że uda się pomścić Lilly - dodał celowo patrząc na Amara.

- Nie zgadzam się - Luna uderzyła pięścią w stół tak, że ekipa się wzdrygnęła. - Nie wyniknie z tego nic dobrego.
- Musimy wszystko ustalić. Przegadać wszystkie za i przeciw - zakomunikował Oszust.
    Siedzieli w salonie na poligonie i próbowali dojść do ładu z propozycją Komandosa. Ulżyło im, że Amaros przyjechał razem z nimi, chociaż przez cały ten czas nie odezwał się słowem.
- Jak coś spieprzymy to nas zabiją bez mrugnięcia okiem - powiedziała Fatum.
- Jesteśmy profesjonalistami. Sami słyszeliście, że nawet mafia nie daje nam rady - wtrącił się Gtr.
- A co ze szkołą? - spytała Silver. - Rozumiem was - wskazała na Teka, Oszusta, Gtra i Kursywę - bo wy już nie chodzicie, albo rzuciliście to w pizdu. Co jak akcja wypadnie w czasie lekcji? Raz, dwa możemy się urwać, ale w końcu rozniosą się plotki jak nas nie będzie, a w tym czasie coś gdzieś zginie. W końcu powiążą fakty.
- Jak akcja wypadnie, gdy wy będziecie zamulać na zajęciach to my się tym zajmiemy - odparł Tek.
- A co z Kursywą? - spojrzała na dziewczynę, która siedziała na wózku. - Nie ma co ukrywać, ale nie pójdzie z wami na akcję.
- Fatum i Luna nauczą mnie hakowania - powiedziała wymieniona - albo przynajmniej wpoją jakieś pojęcie o kamerach, żebym pomagała chłopakom z przed monitora.
- Dlaczego wy się tak upieracie, żeby tam pójść? - warknęła Luna
- Jeżeli mogę - z miejsca podniósł się Vamp uciszając tym samym krótkowłosą blondynkę - uciekłem z domu, żeby nie dołączyć do mafii. Ojciec mnie od zawsze tam chciał, ale mnie to nie kręciło. Owszem kradzieże, włamania, ta adrenalina mi wystarcza - na jego słowa Amarowi lekko drgnęły kąciki ust - ale słyszeliście co mówił Komandos? W ten sposób pomożemy złapać szuję co namieszała w ekipie i zabiła siostrę Amarosa. Nie wiem jak wy, ale ja jestem z nim. - Brunet patrzył podejrzliwie na blondyna, ale z jego oczu nie wyczytał żadnej pogardy tylko współczucie i chęć działania. - Sam mam siostrę o czym dobrze wiesz i wiem co czujesz brachu.
    Liam próbował sobie przypomnieć siostrę Troya, ale nie pamiętał nawet jak ma na imię. Wiedział tylko, że jest w ich wieku, ale nigdy nie trzymała się z nimi, gdy przyjaźnili się w podstawówce. Wyrzucił ją z głowy i ponownie zajął się analizą powstałej sytuacji.
- Jestem z Tobą - powiedział Oszust, patrząc mu prosto w oczy.
- Ja też - zakomunikowała Silver.
    Ku zaskoczeniu Amarosa wszyscy się zgodzili. Najdłużej zastanawiała się Luna, ale po pewnym czasie podeszła do niego ze łzami w oczach i zaczęła przepraszać za to, że w niego zwątpiła. Chłopak przytulił ją mocno i zapewnił, że nie ma do niej żalu i całkowicie rozumie jej reakcję i wszystkich dookoła. Ekipa znów była rodziną powiększoną o nowego członka. Troya.
- Cholernie się boję - jej głos przerwał ciszę, która zapadła gdy tuliła się w chłopaka.
- Ja też Kate - odpowiedział. - Ja też.
- Nareszcie wszyscy w komplecie - Fatum nie mogła się powstrzymać i rzuciła się na tulących z takim samym zamiarem. Ekipa roześmiała się. Powoli wracali do normalności.

    Komandos siedział u siebie w gabinecie paląc cygaro i zastanawiał się nad propozycją rzuconą w stronę dzieciaków. Na wprost niego w fotelu siedział trzydziestolatek z lekką nadwagą i czarnymi włosami do ramion, które nie widziały szamponu już od ponad tygodnia. Palił cygaro razem z szefem i skrzywił się lekko gdy popiół spadł mu na spodnie. Nie powiedział nic tylko podstawił popielniczkę i strząchnął w nią popiół pilnując aby nic nie spadło na podłogę. Wiedział doskonale, że jego zwierzchnik uwielbia czystość. Dlatego tak bardzo zależało mu na Amarosie i jego ekipie. Nie zostawiali najmniejszych śladów po akcji, a policja dowiadywał się o włamie dopiero po fakcie.
- Zgodzą się? - spytał, przerywając ciszę między nimi.
- Nie wiem - Komandos przeniósł na niego wzrok swoich ciemnych oczu.
- Gdzie jest haczyk?
- Nie ma. - zdziwiły go słowa szefa. - Naprawdę mi zależy na pozbyciu się tego popaprańca. Po części też na tych dzieciakach - dodał w myślach, ale nikt nie musiał tego wiedzieć.
    Nikt również nie wiedział, że Komandos w osobie Amarosa widział po części samego siebie. Jedyna różnica była taka, że on miał ojca, który był tyranem. Chciał, żeby odszedł, umarł, albo zginął. Chciał się go pozbyć. Jego ojciec był policjantem, który przynosił pracę do domu. Wszystkich negatywnych emocji wyzbywał się na nim i jego bracie. Bił ich do nieprzytomności, aż w końcu przesadził, przekroczył granicę życia i śmierci. Jego brat po jednym z takich szałów więcej się nie podniósł. Wtedy Komandos poprzysiągł ojcu zemstę. Pewnego dnia cię zajebię. Zapłacisz za wszystko co zrobiłeś! Krzyczał przez łzy, a jego ojciec stał niewzruszony nad ciałem swojego syna.
     Uciekł z domu w wieku czternastu lat i więcej się tam nie pokazał. Zaciągnął się do wojska. Chęć zemsty była w nim tak silna, że stał się jednym z najlepszych żołnierzy. Dostał się do jednostek specjalnych. Tam też nadali mu pseudonim, którego używa do dziś. Stał się zbyt niebezpieczny nawet dla swoich zwierzchników, którzy postanowili się go pozbyć. Nie przewidzieli, że to on będzie sprytniejszy od nich. Udało mu się uciec, a po czasie wkręcił się do mafii. Żądza zemsty w nim została, dzięki czemu również w ich szeregach stawał się najlepszym z najlepszych, aż w końcu przejął biznes. Był panem miasta, ale jedna sprawa nie dawała mu spokoju. Po piętnastu latach udało mu się odszukać ojca w jakiejś melinie. Matka go zostawiła, gdy dowiedziała się co zrobił i nie utrzymywała kontaktu. Przystanął w drzwiach do pomieszczenia, w którym na fotelu przed telewizorem siedział jego ojciec popijając browara. Spojrzał przelotnie na syna stojącego w futrynie, jakby takie odwiedziny były codziennością.
- W końcu przyszedłeś - uśmiechnął się pod nosem.
    Komandos nic nie odpowiedział. Podniósł broń i strzelił.
    Z zamyślenia wyrwał go dźwięk smsa. Skrzywił się lekko i spojrzał z zaciekawieniem na telefon. Nie pamiętał kiedy ostatnio dostał wiadomość tekstową. Od kilku lat ludzie do niego tylko dzwonili. Na wyświetlaczu widniał numer, którego nie znał, ale domyślił się kto napisał po treści wiadomości.
     "Pamiętaj, że to tylko dzieciaki."
     Pamiętał.
- Szefie do ciebie - w drzwiach od biura stanął niski koleś, oczekując na reakcję.
- Wpuść ich - wiedział kto go odwiedził.

- Podjęliśmy decyzję - powiedział Oszust za wszystkich, kiedy byli już w pomieszczeniu. - Zgadzamy się, ale gdy uznamy, że akcja wykracza poza nasze normalne, nie idziemy.
- Dobrze - odpowiedział, a ekipa popatrzyła po sobie niepewnie. - Nie obawiajcie się, nie ma żadnego haczyka - dodał. - Obiecuję.
    Podniósł się z miejsca i podszedł do nich ściskając każdemu rękę.
- Mam nadzieje, że to początek zajebistej współpracy. Chodźcie coś wam pokażę - i wyszedł z biura.
   Poszli za nim i stanęli na balkonie obserwując z góry klub. Była wczesna pora dlatego nie było tłumów, a muzyka leniwie sączyła się z głośników, mimo, że nikt nie tańczył.
- Widzicie tamtą lożę - wskazał na czarne sofy na podwyższeniu, między którymi stał szklany stolik. - Jest wasza. Zawsze jak wpadniecie do klubu to miejsce będzie czekać na was.
- Bez jaj - powiedział Gt.
- Co masz na myśli? - dopytała Silver.
- To, że dbam o swoich ludzi - odpowiedział z uśmiechem. - Od dziś pracujecie dla mnie, więc wszystko co znajduje się w klubie jest dla was za darmo. Na mój koszt.
- Czekaj, czekaj czyli zawsze po akcji, albo nawet bez okazji jak wpadniemy do klubu to możemy się najebać za darmo? - spytał Tek, a niedowierzanie malowało się na jego twarzy. Komandos tylko kiwnął głową.
- Ale jaja - powiedział Gt.
- Co ty masz z tymi jajami, że tak o nich wspominasz? - zaciekawiła się Fatum, na co wszyscy zgodnie się zaśmiali. Nawet sam szef mafii.
    To może być ciekawa współpraca. Myśl ta krążyła po głowach ekipy jak i Komandosa.
- Jeszcze jedno - odezwała się Silver, a mężczyzna skierował na nią wzrok. - Niektórzy z nas chodzą jeszcze do szkoły, a nie chcemy być powiązani z żadnymi przestępstwami.
- Coś się wymyśli - odpowiedział. - W razie problemów sprzątniemy jakiegoś profesorka, a reszta zamknie ryje.
     Ekipa zrobiła wielkie oczy.
- Szefie oni chyba nie znają się na żartach mafii - podpowiedział ochroniarz.
- Kto powiedział, że żartowałem? - spojrzał na nich z uniesionymi brwiami i lekkim błyskiem w oku. - Bawcie się i korzystajcie z uroków młodości. Będziemy w kontakcie - po tych słowach zostawił ich samych sobie.
- Darmowa najebka! Kto ze mną?! - krzyknął Oszust i wszyscy zgodnie ruszyli do baru po wódkę, by następnie zagłębić się w wygodnych sofach.